Przejdź do głównej zawartości

Jak to się ustawiło.




Jak to w życiu się dzieje, sytuacje bezwzględnie się powtarzają, nieraz aż do przesady. Jak żeśmy utknęli gdzieś tam, w naszych doświadczeniach na pewnej nieprzebytej, nie rozwiązanej, „nie puszczonej” sytuacji – ten sam potencjał emocji opartych na relacjach z otoczeniem wróci do nas dając nam kolejną szanse na odbycie wycieczki po meandrach naszych wewnętrznych uwarunkowań.


    Od dwóch i pół miesiąca żyje na południowej półkuli naszego pięknego globusa, pomiędzy Terra Australis, a Tajlandzkimi wybrzeżami przepełnionymi turystycznym szumem. Indonezja, bo teraz o niej, składa się z kilkunastu tysięcy wysp, tysięcy języków i wielu rdzennych wciąż żywych kultur. A u mnie - Odwrócenie – bo tylko tak mogę nazwać proces który przywiódł mnie tutaj proces nieustannie się tutaj odbywający. Najlepiej jednak zacząć tą historię choć minimalnie od początku…


Zanim dostrzegłem zależności (zawsze zajmuje mi to trochę czasu), byłem zaskoczony jak wiele spraw ma się tutaj najnormalniej w świecie – odwrotnie. Oczywiście odwrotnie do tego do czego przywykłem. Poczynając od tego że flaga Indonezji jest odwróconą do góry nogami flagą Polski, moim i waszym skoro to czytacie po polsku, chciał nie chciał archetypem świadomości narodowej. Moim niby symbolem korzeni, a już bliżej symbolem mojej tożsamość kultury. Przewartościowanie, przetasowanie założeń ot,co. Półkula też druga, odwrotna, jeśli "naszą" uzna się za dumnie pierwszą. Woda kręci się w wirach w odwrotną stronę, Księżyc na niebie jest do góry nogami, a ludzie na ulicy mijają się lewą stroną a nie prawą, jak to się zwykło u nas odbywać stroną.


Więc się odwróciło, można by rzec. 


Nigdy nie należałem do przystojnych facetów, pożądanych przez kobiety, przez otoczenie wyjątkowo hołubionych czy coś tam. Mam skromne wychowanie, raczej jestem bezpardonowym indywidualistą, co powoduje że nie nawiązuje relacji zbyt szybko, jak i też nie szukam kontaktów z otoczeniem nazbyt namiętnie. No, ale się przecież jak pisałem wyżej - odwróciło. Tu gdzie obecnie jestem zaczepiają mnie  na ulicy niemal wszyscy, robię dziesiątki zdjęć dziennie z setkami dziewcząt i chłopców, mężczyzn i kobiet, babć i dziadków. Biały człowiek jest tutaj movie star, a ja jestem bezsprzecznie biały jak się okazało. Każdy chce być biały czy taki jak ja - oprócz mnie. Co za tym idzie kiedy biały czyli ja też, się pojawia na ulicy, tłum się ożywia. A ja się biały urodziłem. I chodzę po tych ulicach, często. Ilości propozycji małżeństw nie zliczę. Pytań, zaproszeń, dyskusji, poznanych ludzi, rozdanych numerów telefonów nawet nie śmiałbym spamiętać.Wszystko tylko przez kolor mojej skóry, oczu i kształt nosa.  Rada dla ludzi z niską samooceną, zagubionych gdzieś w tym pokręconym współcześnie systemie wartościowania zamiast szprycować się prozakiem, zbierajcie na bilet do Azji południowo – wschodniej. Sukces w terapii murowany.                                                                                                     Nigdy nie przepadałem za wypruwaniem sobie żył w imię „finansowo godnego” bytowania. Mam chyba inne priorytety. Materialne dobra staram się wykorzystywać kiedy są niezbędne, nie zbieram, nie kolekcjonuje. Nie należę do ludzi którzy wchodzą codziennie do spiżarni żeby przeliczyć słoiki. Co za tym idzie – niewiele mam, a to co mam wykorzystuje na bieżąco. Tutaj gdzie jestem nagle z racji totalnej przepaści ekonomicznej miedzy Europą a tą częścią Azji, w ciągu dnia stałem się co najmniej bogaty. Różnica walutowa jest tak potężna że skromne zasoby finansowe wystarczające na proste życie na starym kontynencie, tutaj są dość sporą kasą pozwalającą egzystować na grubo ponad przeciętnym poziomie. Ale no,tak jak pisałem się przecież odwróciło. Wszystko, do góry nogami. Nikomu nie muszę tłumaczyć efektu lustra, tego co idzie za tego lustra przekroczeniem. Fik mik,  hops na drugą stronę.






Jakiś czas przed wyjazdem na drugą półkule, do wynajmowanego przeze mnie mieszkania przyszedł szanowny monter okablowania pod wyjątkowo szybki i tani internet. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt że ów monter, wziął się za zadanie okablowywania wraz z moim przyjacielem, z którym od dawna jest jasne że odbijamy się w sobie lustrzanie ( co nie jest niczym dziwnym – stłukł on przy mnie chyba tuzin luster, fascynuje się lustrzankami a w jego rodzinnym domu pierwszy raz „przeleciałem” na drugą stronę lustra wtapiając się w swoje oblicze podczas jednej z kwaśnych ceremonii). Panowie przy swojej ostrożnej pracy stłukli lustro które było dla mnie przez około pół roku swoistym notatnikiem, w którym rysowałem mapy podczas praktyki z technikami tych map rysowania. No i się odwróciło..; heh ile można. W ostatnią pełnie poprzedzającą mój wylot z europy zabrałem potłuczone lustro na spacer nad królową polskich rzek – Wisłę. Ułożyłem z kawałków szklanej tłuczki labirynt, w którym z różnych punktów, w kilku odbiciach można było zobaczyć wschodzący nad wodą Księżyc. Zostawiłem to post artem, a odchodząc wyszeptałem, że nie życzę sobie więcej fałszywych odbić.

Mieszkam na wyspie Jawa od kilku miesięcy, a co to słowo znaczy w kontekście oniryzmu i wszelkich odniesień sennych nikomu kto językiem polskim włada tłumaczyć nie muszę. Dodam dla wścibskich że jawa to wyspa, więc nie w jawie – a dokładnie, i bezbłędnie „ na Jawie”. A jak się odwróciło to zaczęło się powtarzać,w sekwencji od nowa. I układać od nowa pod lepszym, być może szczerszym kątem.


I się ustawiło.

Komentarze